The news are in Polish. They won't be translated. Sorry.
03-04.12.2011
CandleCup 2011
Pora wrócić do dobrego zwyczaju. To będzie pierwsza relacja z turnieju od dwóch lat.
W pierwszy weekend grudnia wybraliśmy w rekordowo daleką podróż - do niemieckiego Brunszwiku. Dzięki temu, że pojechaliśmy tak daleko od Warszawy, mogliśmy spotkać się z nowymi drużynami.
Na turnieju byliśmy jedyną zagraniczną drużyną, co bardzo nam odpowiadało. Strasznie lubimy grać przeciwko nowym zespołom - takim, z którymi nie gramy kilka razy w roku. Pojechaliśmy tylko w siedem osób. Jednak mieliśmy nadzieję pokazać się z jak najlepszej strony. To, jak nam pójdzie, pozostawało wielką niewiadomą. Nazwy większości zespołów nic nam nie mówiły i nie widzieliśmy, jak wypadniemy w meczach przeciwko nim.
W podróż wybraliśmy się już w piątek przed świtem. Na nasze szczęście zaledwie dzień wcześniej otworzono nowy, stukilometrowy odcinek autostrady A2 od Nowego Tomyśla do granicy. Od razu staliśmy się jego zdecydowanymi miłośnikami. Przynajmniej do maja, kiedy zacznie być płatny... Do Brunszwiku, drugiego co do największych miast Dolnej Saksonii, dotarliśmy po południu. Od razu pojechaliśmy do centrum, żeby zobaczyć tamtejszy jarmark bożonarodzeniowy.
Rozpiska była dla nas łaskawa. Graliśmy dopiero o 10:30. Pierwszym przeciwnikiem był zespół Sunblocker z Oldenburga. Poprzedniego dnia wieczorem usłyszeliśmy, że to najprawdopodobniej najmocniejszy zespół w naszej grupie. Już jedno z pierwszych naszych podań Piotrek musiał ratować layoutem. Nie przejęliśmy się tym i zagraliśmy dość swobodnie. Mecz nie toczył się w najwyższym tempie. Obie drużyny chciały grać cierpliwie. Nam udało się dość skutecznie rozgrywać dysk przeciwko ich obronie strefowej. Dopiero w samej końcówce uzyskaliśmy przewagę i wygraliśmy 12:9.
Drugim przeciwnikiem był drugi zespół gospodarzy złożony głównie z początkujących. Choć u nas też grały trzy osoby, które na swój pierwszy turniej pojechały dopiero w tym roku. RotPot II przegrali swój pierwszy mecz 4:24, więc raczej było jasne, że sobie z nimi poradzimy. Po jednopunktowej wygranej Himmelsstürmer z Sunblocker wiedzieliśmy, że zwycięstwo w tym meczu da nam awans do górnego poola. Zgodnie z przewidywaniami poszło dość łatwo. Staraliśmy się oszczędzać siły, ale mimo to wygraliśmy 23:4.
Po krótkiej przerwie przyszło nam zagrać mecz o pierwsze miejsce w grupie. Himmelsstürmer z Kassel mieli także dwa zwycięstwa, więc było jasne, że nie będzie łatwo. I nie było. Walka toczyła się punkt za punkt. W końcówce na szybko odrobinę zmodyfikowaliśmy naszą obronę. Dzięki temu udało się zbić kilka podań przeciwników, co dało nam zwycięstwo 14:13. Wygraliśmy grupę. To było już znacznie powyżej oczekiwań.
Ostatni mecz w sobotę zagraliśmy ze zwycięzcami innej grupy - TeKielas z Kilonii. Trochę dziwne, że dwie teoretycznie najsilniejsze zespoły grały ze sobą pierwszy mecz w grupie. Na czwarty mecz jednego dnia zabrakło nam sił. Walczyliśmy do końca, ale zabrakło nam tego spokoju, który mieliśmy wcześniej. W ostatnich minutach nie nadążaliśmy już za przeciwnikami, który dość łatwo zdobyli kilka punktów. Ostatecznie przegraliśmy 13:19. Z pierwszego dnia turnieju byliśmy jednak bardzo zadowoleni.
W niedzielę pierwszy mecz przyszło nam zagrać przeciwko DJ Dahlem z Berlina, z którymi spotykaliśmy się nie raz, ale już kilka lat temu. Znaliśmy już naszą siłę na tym turnieju. Wiedzieliśmy, że każdy zespół może mieć z nami problem. Może nie było już za dużych szans na finał, ale ciągle pozostawała walka o trzecie miejsce. Zaczęliśmy bardzo dobrze. Wyszliśmy na prowadzenie 8:4. Wtedy przeciwnicy wzięli timeout, który wykorzystali idealnie. Po wznowieniu gry błyskawicznie wyrównali. Nie podłamaliśmy się i długo nie dawaliśmy przeciwnikom nas wyprzedzić. Pod koniec jednak znowu dała o sobie znać mała liczba zmian. Przeciwnicy prowadzili jednym punktem i po naszej nieudanej akcji podwyższyli wynik ostatnim z trzech kończących podań. Przegraliśmy 13:15.
Przedostatni mecz zagraliśmy z zespołem Caracals z Wuppertalu. Jak się później okazało, po zwycięstwie DJ Dahlem nad TeKielas, to Caracals zagrali w finale turnieju. Zmęczenie dawało się już bardzo we znaki, ale cały czas byliśmy bardzo zmotywowani. To był kolejny mecz, który toczył się punkt za punkt. Przeciwnicy popisali się kilkoma świetnymi sky'ami, po których chwytali dyski na wysokości, która nie była dla nas osiągalna. Dodatkowo kilka naszych błędów przesądziło o porażce 13:14. Przeciwnicy wyszli na prowadzenie w ostatnich sekundach, a nam nie udało się wykorzystać trzech ostatnich podań, żeby wyrównać.
Została nam walka o siódme miejsce. W ostatnim meczu spotkaliśmy z się z zespołem 7 Todsünden z Paderborn. Wiedzieliśmy, że musimy zagrać spokojnie i oszczędzać siły. Przeciwnicy bronili jednak jeden na jednego, co zmuszało nas do szybszego biegania. Wynik był cały czas bliski i obie drużyny miały do końca szanse na zwycięstwo. Tym razem końcówka należała do nas. Kilka razy dobrze zadziałała nasza obrona i przejmowaliśmy dyski lub zmuszaliśmy przeciwników do niedokładnych podań. Po wygranej 16:14 cieszyliśmy się z siódmego miejsca. Zdając sobie sprawę, jak niewiele zabrakło do gry w finale, uznaliśmy to za bardzo dobry wynik. W dobrych humorach zostaliśmy nawet na zakończenie, nie spiesząc się zbytnio do domu.
CandleCup będziemy wspominać jako bardzo fajny turniej. Zostaliśmy tam ciepło przyjęci, więc pewnie jeszcze kiedyś się wybierzemy do Brunszwiku.